top of page

Misjonarka z domu / Historia o bł. Marii Teresie Ledóchowskiej.

Bł._Maria_Teresa_Ledóchowska.jpg

Dzieci jechały w skupieniu ulicami Rzymu. Nigdy jeszcze nie widziały tak wspaniałego

i pięknego miasta. Wujek od czasu do czasu pokazywał im niektóre miejsca i opowiadał bardzo
ciekawe historie.
- Patrzcie! Widzicie ten kościół? To jest kościół z małej litery, którego patronem czyli opiekunem jest
św. Franciszek Ksawery, jezuita.
- Franciszek Ksawery? Czyli taki ksiądz do zadań specjalnych wujku? – zapytał Dawid.
- Tak. Był wyjątkowym księdzem do zadań specjalnych. Żył ponad 500 lat temu i dzisiaj, trzeciego
grudnia, wspominamy jego narodziny dla Nieba.
- A co takiego specjalnego zrobił wujku? – zapytała Martyna.
- Zrobił coś bardzo wyjątkowego. Wiedział, że bardzo wielu ludzi na ziemi nie zna jeszcze Pana Jezusa.
W jego sercu zapłonął więc jakby ogień i kazał mu jechać na koniec świata, aby mówić o Panu Jezusie.
Był jednym z największych misjonarzy w Kościele. Był w Indiach, Japonii i bardzo chciał dotrzeć do
Chin. Jest więc w Kościele patronem wszystkich misji. Ale dziś poznamy inną osobę. O patrzcie, już
dojeżdżamy. W tym domu mieszkała dama dworu, w której sercu również zapłonął taki płomień jak

u Franciszka. Ale nie od razu, tylko tak po kawałeczku, aż została misjonarką z domu, i z domu
budowała Kościół z wielkiej litery…
- Wujku. Ale jak można być misjonarką z domu… Przecież misje oznaczają, że się gdzieś wyjeżdża,
prawda? A jak ktoś jest w domu, to jest w domu… - zapytał Dawid.
- I była damą dworu? Taką prawdziwą wujku? U prawdziwej księżny? – zapytała Zosia.
- Najprawdziwszą damą dworu. Miała na imię Maria Teresa Ledóchowska.
- Była Polką? Ale super wujku. Misjonarka z domu, Polka i dama dworu. Też tak chcę – krzyknęła
Martyna a wujek uśmiechnął się słysząc siostrzenicę.

tlo 4 5.jpg
wizyya misjonarek na dworze.jpg

- Tak była Polką. Urodziła się jako najstarsza z dziewięciorga dzieci jako córka hrabiego. Jako mała
dziewczynka bardzo ładnie malowała, rysowała i dobrze się uczyła. I chciała być sławna. Kiedy miała
18 lat poczuła w środku wielką tęsknotę za czymś… Jakby brakowało jej płomienia w sercu… Coś było
nie tak… Kilka lat później bardzo zachorowała i pojawił się pierwszy płomyczek w jej wnętrzu.
- Jaki wujku? Chciała być misjonarką? – zapytała Zosia.

- Nie. W czasie choroby zamiast pragnienia, aby być sławną pojawiło się pragnienie, aby zrobić coś
wielkiego dla Boga. Aby służyć Mu z całego serca. To był pierwszy płomyczek, który zapalił się w jej
sercu. Niedługo potem zmarł jej tata, brat poszedł do zakonu jezuitów, a Maria Teresa stała się
wspaniałą damą dworu księżny Alicji we Włoszech.
- Łaał. I chodziła na bale, tańce i spała do południa? – zapytała Martyna – to ja też tak chcę!
- O nie. To nie było takie proste Martynko. Jako dama dworu miała swoje liczne obowiązki. Ale już rok
później pojawił się kolejny płomyczek w jej sercu…
- Ja wiem. Spotkała misjonarza!!! – zawołał Dawid.
- Bardzo dobrze Dawidku. Ale tak naprawdę spotkała misjonarki. Na dwór księżny Alicji przyjechały
dwie siostry zakonne, które opowiadały o sytuacji na misjach w Afryce. Mówiły z przejęciem

o biedzie, głodzie, rozlicznych chorobach, wojnach i potrzebie misji mieszkańców Afryki… A życie Marii
Teresy było takie wygodne i… puste… Miała wrażenie, że nie robi nic naprawdę wartościowego

i dobrego… Wtedy zapłonął kolejny płomień w jej sercu.

tlo str. 4 5 EDmarzec 2022.jpg
u MTL u kardynala.jpg

- I co dalej wujku? Pojechała do Afryki? – zapytała Zosia.
- No co ty, przecież miała być misjonarką domową… Nie słuchałaś wujka? – powiedziała Martyna.
- A no tak… zapomniałam. To co się stało?
- To spotkanie nie dawało Marii Teresie spokoju. Tym bardziej, że siostry wróciły rok później i zapaliły
kolejny płomień w jej sercu. Wtedy też przeczytała ulotkę kardynała Lavigerie (czyt. Lewiżeri), czyli
bardzo ważnego księdza i przyjaciela papieża, który zachęcał wszystkie kobiety, aby wspierały misje

z domu, na przykład pisząc artykuły i książki o niewolnictwie i biedzie w Afryce. Wtedy nasza dama
dworu zaczęła pisać w pewnej gazetce artykuły pod tytułem „Echo z Afryki” i nawet napisała sztukę
teatralną na temat sytuacji niewolników z Afryki „Zaida. Murzynka”.
- Naprawdę wujku? Napisała sztukę teatralną? Bo ja kiedyś byłam w teatrze i to było suuuper. Chciała
bym ją zobaczyć… - powiedziała Zosia…
- Może sama ją przygotujesz w swojej szkole Zosiu. Ale najważniejsze miało się dopiero wydarzyć...
Bo już niedługo małe płomyki zmieniły się w prawdziwy ogień w jej sercu…
- I jak to się stało wujku? – zapytała Zosia.
- Teraz drogie dzieci jest czas na obiad. Pójdziemy na prawdziwą włoską pizzę. A potem opowiem
wam jak zapłonął w jej sercu wielki ogień, oraz dowiecie się więcej o domu w którym mieszkała

w Rzymie.

w pizzerii.jpg
3 Rzym dom generalny_dołączyć obok zdj.w pizzeri.jpg
MTL przy biurku.jpg

We włoskiej restauracji było bardzo miło, a pizza była co najmniej dwa, nie, nawet

trzy razy lepsza niż w Polsce. Zosia jednak ciągle myślała o damie dworu, która

została misjonarką domową i zastanawiała się, co się takiego stało, że zapłonął

w jej sercu wielki ogień, a już nie tylko małe płomyczki… Co się takiego wydarzyło?

- Wujku, bo ja ciągle myślę o ogniu w sercu naszej damy dworu. Co się takiego

stało, że nagle zapłonął? Obiecałeś, że nam powiesz! – powiedziała Zosia z groźną

miną popijając solidny łyk Coca-Coli.

- No dobrze. Już wam opowiadam. Otóż dowiedziała się, że kardynał Lavigerie

(czyt. Lewiżeri), przyjaciel papieża przebywał w okolicy. Pojawiło się w niej wtedy

wielkie pragnienie, aby z nim porozmawiać. Pojechała więc tam, gdzie powinien
być… ale go już nie było, ponieważ pojechał nad jezioro. Maria Teresa miała

niewiele czasu, ponieważ o godzinie 19.00 musiała już być z powrotem na dworze

księżny Alicji, a była już godzina 14.00… Zdecydowała się jednak na dalszą podróż.

Znowu jednak coś poszło nie tak… kiedy przepłynęła łodzią jezioro, okazało się,

że kardynał jest obecnie w górach i trzeba wspiąć się po stromej ścieżce.

Kiedy doszła do celu spotkała człowieka, który już na zawsze zmienił jej życie…

- Naprawdę? A co się takiego wydarzyło? – zapytał Dawid.

- Niby nic takiego, a jednak coś wielkiego… Maria Teresa spojrzała w oczy kardynała i zobaczyła tam wielką pasję, miłość do Boga i troskę o biednych mieszkańców Afryki. Szczerze i z przejęciem opowiedział jej o tym, co widział na własne oczy. O niewolnictwie w Sudanie, wielkiej biedzie i głodzie tak wielu, którzy jeszcze nie poznali Pana Jezusa… Kiedy nasza dama dworu go słuchała, jej serce stawało się coraz większe i pojawił się w niej już nie płomyk, ale wielki ogień. Wiedziała już, co powinna robić w życiu…

- Co takiego wujku? – zapytał Dawidek.

- Zdecydowała, że chce pomagać misjom, ale z domu. Nie wyjeżdżając do Afryki. Potrzeby misjonarzy były tak ogromne a ilość problemów tak wielka, że potrzeba było wielu nowych powołań misyjnych i wsparcia wielu ludzi, aby misje mogły dalej dobrze funkcjonować.

- Rozumiem wujku… To dlatego mówiłeś, że była misjonarką domową. Prawda? – zapytała Martyna – Ale… to znaczy, że ja też mogę być misjonarką domową?

- Właśnie tak Martyko. To odkryła Maria Teresa. Każdy na miarę swoich możliwości może być misjonarzem ze swojego domu.

- Ale wujku. Przecież ona tak sama chciała pomagać? To chyba by się nie udało… Potrzebowała na pewno koleżanek i kolegów, prawda? – zapytał Dawidek.

- No właśnie. Ciężką pracę wspierania misji zaczęła, kiedy była na dworze księżnej Alicji, gdzie między innymi…

- Wujku!!! Ząb mi się rusza! Zaraz mi wypadnie. Pokazać ci? – przerwał wujkowi Wojtek.

- Nie, nie trzeba… Jak już wypadnie schowaj go pod poduszkę. Kto wie… może pojawi się Wróżka Zębuszka i coś ci przyniesie… A nasza dama dworu jeszcze będąc na dworze założyła czasopismo „Echo z Afryki”, gdzie publikowała artykuły wielu misjonarzy. Niedługo później ludzie sami zaczęli wysyłać jej ofiary na misje, które później przesyłała do Afryki. Pisała bardzo wiele artykułów, dzięki którym wiele osób zapragnęło pojechać do Afryki na misje. Ogień w jej sercu był tak wielki, a pracy tak wiele, że sama nie dawała już rady… Mając 28 lat opuściła dwór księżnej ku zaskoczeniu wszystkich i ze swoją przyjaciółką zaczęły ciężką pracę. Założyły stowarzyszenie św. Piotra Klawera…

- Klawera? A kto to był wujku? – zapytała Zosia

- To był również wielki misjonarz jezuita…

- Czyli ksiądz do zadań specjalnych, prawda?

- Tak. Ksiądz do zadań specjalnych, który żył prawie sto lat po św. Franciszku. Walczył o prawa i godność niewolników z Afryki, których przewożono do Kolumbii w strasznych warunkach. Św. Piotr zakładał dla nich szkoły, szpitale, zapewniał im jedzenie i picie oraz domy i uczył ich kim jest Pan Jezus. Maria Teresa zachwyciła się nim, dlatego niedługo potem założyła zakon. Nazywają się siostry klawerianki.

- No tak. Klawerianki jak Piotr Klawer… Całkiem klawo wujku – powiedział Dawid.

- I co się stało dalej wujku? Bo ta dama dworu ciągle mnie zaskakuje… - powiedziała Zosia.

- O tak. Zaskoczyła wiele osób, które ją znały. Maria Teresa ze swoją przyjaciółką jeździły po całej Europie zachęcając do wspierania misji. Potem założyły dom, gdzie drukowały wiele milionów książek, broszur, gazet i ulotek o misjach. Pojawiały się też młode dziewczyny, które również chciały wspierać misje i wtedy powstał zakon sióstr klawerianek. Niedługo później Maria Teresa ze swoimi przyjaciółkami zamieszkała w tym domu, który tu widzicie, gdzie zmarła w 1922 roku.

- O! Czyli niedługo będzie rocznica jej śmierci, czyli narodzin dla nieba, tak? – zawołała Martynka.

- Tak. Siostry obchodzą teraz wielki rok stulecia narodzin dla nieba swojej założycielki, którą nazywają Matką Afryki.

- Wujku… Ona naprawdę zrobiła coś wielkiego i zbudowała niezły kawałek Kościoła z Wielkiej litery. Mogę się założyć, że podobnie jak papież, jej paliwem była Komunia święta. A ja chcę być jak ona, misjonarką domową – Martyna powiedziała z wielkim przekonaniem.

MTL w Maria Sorg.png
P K 8-kopia.JPG
bottom of page